27.08.2012

4. Dom w głębi lasu / The Cabin in the Woods

Post zawiera spoilery.


"Nowy horror twórców "The Avengers" i "Projekt: Monster" z Chrisem Hemsworthem ("Thor") w roli głównej. "Piła" była przy nim jedynie niewinną zabawą. Grupa studentów wybiera się na weekend do domku w lesie, gdzie z dala od cywilizacji mogą robić wszystko, na co przyjdzie im ochota. W miejscu, do którego dotrą nie ma zasięgu komórek, a GPS nie odnajduje go na mapie. Jak mówi spotkany w pobliżu farmer "Mogę pomóc wam tam dotrzeć, ale wydostać się będziecie musieli na własną rękę". Ale czy będą w stanie? Jeśli sądzisz, że już znasz tę historię, zastanów się raz jeszcze." (Filmweb.)

Czy 'Piła' jest przy tym filmie jedynie niewinną zabawką? Zastanowiłabym się i to szczerze. Nie ma w nim aż tylu scen brutalnej przemocy, nie leje się tyle krwi i... cóż, fabuła jest bardziej rozbudowana. Serio. Jasne, wiem. Tytuł nie szczególnie zachęca do obejrzenia, ponieważ 'Dom w głębi lasu' od razu skojarzy się odbiorcy z czymś w stylu 'Ostatni dom po lewej' czy 'Droga bez powrotu'. Nic bardziej mylnego. The Cabin in the Woods to film, w którym dzieją się rzeczy, których na pewno się nie spodziewamy. Co więcej? Śmieszą nas one, zamiast straszyć. Wiemy bowiem, czego mamy się spodziewać, co jak działa, etc. Aż dziwne, że jest to film produkcji amerykańskiej! Chociaż przestaje to tak dziwić, kiedy w ostatniej scenie w kadr wchodzi Sigourney Weaver (ta kobieta z cudownie zarysowaną szczęką, która użerała się z Obcym w kilku częściach filmu). Jakoś jej pojawienie się miało dla mnie większe znaczenie niż np. ten cały Chris Hemsworth z The Avengers.

Mocne strony filmu? Humor, zdecydowanie. Bohaterowie są tak dopracowani, że po prostu nie da się za nimi nie przepadać. Można powiedzieć, że zaskakują. Bejsbolista okazuje się kolesiem znającym łacinę, który szanuje kobiety, blondynka nie jest prostą dziwką, a narkoman - do końca filmu widzimy w nim najbardziej pozytywną, męską postać. Aż szkoda, że wszystkich na sam koniec trafi szlag, prawda?

No ale trochę więcej o fabule; zaczyna się dość pospolicie; grupka przyjaciół chce odpocząć od trudów codzienności i wybierają się na totalne odludzie, do domku znajdującego się właśnie w głębi lasu. Nie wiedzą jednakowoż, że ich poczynania na tym 'totalnym odludziu', wciąż i wciąż śledzi oddział naukowców, który przewiduje każdy ich ruch. Cały teren jest odgrodzony od reszty świata jakąś... niewidoczną tarczą, jakby kopułą składającą się z miliona, przeźroczystych znaków stop. Dość dziwne? To jeszcze nic!

Nasi bohaterowie bawią się w najlepsze, nie domyślając się niczego, aż wreszcie, w czasie trwającej imprezy - otwierają się drzwi prowadzące do piwnicy. Normalny człowiek w tej chwili robi 'wielkie lol' lub 'wtf!?'. Zdecydowanie nikt nie zaglądałby do środka, albo przynajmniej ja bym nie zaglądała. Zamknęłabym cholerne drzwiczki i przesunęła na nie najcięższą szafę, jaką bym znalazła w tej ruderze. Bohaterowie nie wpadli na podobny pomysł, wręcz przeciwnie - zeszli na dół i zaczęli przeglądać wszystko, co wpadło im w rękę. Skąd mogli przecież wiedzieć, że wybierają swój sposób śmierci, prawda? Cóż, nieświadomie 'decydują się' na zasztyletowanie/ rozczłonkowanie/ zamordowanie przez jakąś rodzinę nawiedzonych, zboczonych zombie. Zaczyna się gra.

Co dalej? No, z początku norma - ci pierwsi uciekają, a drudzy gonią. Z tym, że pierwsza grupa składa się z na tyle inteligentnych osób, że trzymają się razem i próbują ucieeee... uhm. Przejdźmy do dalszej oceny filmu. Każdy sam może zobaczyć końcówkę, prawda? Przecież to w niej wyjaśnia się praktycznie wszystko.

Ktoś napisze 'wszystko, czyli co, debilko?'. Już śpieszę z odpowiedzią. Albowiem - okazuje się, że pod ziemią żyją olbrzymi, źli bogowie, którzy są w stanie zniszczyć całą naszą planetę, jeśli nie zostanie im złożona w ofierze grupka odpowiednich dzieciaków, czyli naszych bohaterów, w tym przypadku. Dlatego Ci naukowcy ich obserwowali, dlatego pozwalali im 'wybrać' sposób swojej śmierci spośród miliona innych; duchów, zombie, wilkołaka, węża, gargulca, pająków, baletnicy z zębami zamiast twarzy, trytonów, itd. Mieli oni być rytualną ofiarą.

Czy się nią stali, a ziemia przetrwała? Oglądnij i zobacz...
Film jest tego warty, chociażby przez jedną postać - naćpanego filozofa - Marty'ego Mikalski'ego, granego przez Fran'a Kranz'a. Jego światopogląd, odzywki czy nawet sam styl bycia sprawiają, że człowiek zaczyna go lubić. Ja, np. siedziałam, jak na szpilkach przez cały film, ponieważ byłam cholernie ciekawa, czy przeżyje. Miałam nadzieję, że przeżyje. Nawet krzyczałam na telewizor, kiedy chciał zrobić inaczej. Hmpf, gdyby nie był mój, to rzuciłabym w niego pilotem lub czymkolwiek, co miałam aktualnie pod ręką.

Cóż mogę dodać na koniec? Było to dobrze zmarnowane półtorej godziny, serio.
Polecam film, nie z tego powodu, aby się bać, a jedynie po to, aby się pośmiać i przejrzeć na oczy w stosunku do tego, jak wiele rzeczy władze w danym kraju mogą o nas wiedzieć, jak bardzo mogą nas kontrolować.

To tyle.
Selavie.

3 komentarze:

  1. Ha~! Byłem - chyba - pierwszą osobą która mogła przeczytać tą notkę zanim została dodana :D I nawet oglądałem ten film razem z autorką tego wpisu. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Największy plus tego filmu to zdecydowanie Marty :D Koleś wymiata po całości :D

    A blondynka, jak w prawie każdym horrorze umiera pierwsza :( To takie typowe.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Dom w głębi lasu" pozytywnie mnie zaskoczył, na początku spodziewałam się kolejnego oklepanego scenariusza, a tu proszę... solidny kawał humoru i trochę dreszczyku ;)Bardzo fajna parodia horroru. Marty był bezbłędny.

    ps ciekawy blog, szkoda, że ostatnio nie dodajesz nowych wpisów. Mam nadzieję, że jednak za jakiś czas powrócisz i będziesz pisać dalej. :) Pozdrawiam [ http://nnightwalker.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń